Prezeska Zarządu Fundacji: marta@window-of-life.org Koordynatorka działań promocyjnych i fundraisingowych: magda@window-of-life.org
Kilka miesięcy przemyśleń, kolejne kilka przygotowań, szczypta szaleństwa i pragnienie przeżycia przygody. Uśmiechy losu i zbiegi okoliczności, by 15 września 2015 roku przejść przez bramę Window of Life Babies Home w Masindi. Gdyby ktoś spytał mnie jak przebiegło powitanie odpowiedziałabym, że szybko i bez zbędnych ceremonii. Plecak rzucony gdzieś na ziemię pod drzewem, chór dziecięcych głosów i las rąk, masa uścisków. A potem zwyczajne i niezwyczajne życie.
Życie, w którym dane mi było poznać wspaniałą rękę i zdolności organizacyjne Marii, uśmiech i talent kulinarny Sunny, ogromne serce i miłość do dzieci Hope, poczucie humoru i rytmu Gorreti, które opiekują się dziećmi. Pół roku w Window of Life widzę dziś, po powrocie, poprzez taniec i uśmiech małego Roberta, czytanie i pisanie z Majorine, przytulanie i całusy od Davida, pierwsze kroki Bubu, stopniowe otwieranie się na mnie małej Marthy, naukę angielskiego Mesarcha, godziny spędzone w szpitalu z Promise. I wiele, wiele innych momentów, które powracają do mnie każdego niemal dnia. To także cudowni ludzie, których poznałam poprzez pobliski Kościół, w sąsiedztwie i na mieście, bo Window of Life jest bezpieczną przystanią otwartą na nowych przyjaciół.
Podczas moich sześciu miesięcy do rodziny dołączyło trzech nowych członków - trzyletni Mesarch, kilkumiesięczna Judith i trzynastoletnia Promise.Miałam zaszczyt być świadkiem małych cudów, cudów wejścia w nowe, szczęśliwe życie. Tak zawsze wszystkim powtarzam, że choć historie dzieci są bardzo smutne,to z chwilą przekroczenia progu domu w Kihande zaczyna się już tylko dobre. O dzieci dbają ciocie, wolontariusze i wszyscy wspaniali ludzie, którzy wspierają dom nawet będąc daleko. Każda pomoc jest ważna i odczuwalna, jest też doceniana. Widziałam uśmiech dzieci otrzymujących nowe zabawki lub wkładających odświętne ubrania. Witałam i żegnałam razem z nimi wyjątkowych wolontariuszy, z których każdy wniósł do domu coś wyjątkowego - siebie.
Stałam się częścią rodziny. Jak każdy, kto zostaje choć chwilę dłużej w Window of Life. Rodziny, która ma swoje przyzwyczajenia i rytuały pomagające systematyzować pozorny chaos. To rodzina, która daje sobie miłość i poczucie bezpieczeństwa. I znów gdyby ktoś spytał mnie, co było dla mnie w tym pobycie najważniejsze, odpowiedziałabym że wszystko. W tamtym czasie ogromnym przeżyciem było poznanie i pomoc Promise, pierwsza w życiu opieka nad kimś przebywającym w szpitalu, spędzanie w nim nocy. Pomoc, w podziękowaniu za którą otrzymywaliśmy jej uśmiech, nieśmiałe próby nawiązania kontaktu, pierwsze wspólne zabawy. Nie wiedzieliśmy w tamtym czasie czy Promise zostanie w Window of Life lecz potrafiliśmy skupić się po prostu na tu i teraz. A w tym tu i teraz ona nas potrzebowała.
Przez sześć miesięcy dom Window of Life zapełniony był w różnym stopniu. Rok szkolny, wakacje, święta, nowy rok, wyjazd najstarszych na kolejny semestr - to wszystko okresy czasu, które nieco się od siebie różniły. Łączy je to, że wszystkie były dla mnie dobrym doświadczeniem. Poznałam Agatę z Polski, Bastiana, Alice i Sophię z Niemiec, Natalię i Magdę z Polski. Każdy stał się mi bliski przez wspólnotę doświadczeń, niektórzy pozostaną na zawsze moimi przyjaciółmi.
Pokochałam Ugandę. Jej zieleń (najpiękniejszą jaką widziałam w życiu), pomarańcz dróg, wzgórza, jeziora, ulewne deszcze lecz także palące słońce i wszechobecny w porze suchej kurz. Pokochałam jej mieszkańców, zawsze mających czas na rozmowę, pogodnych mimo trudów, tańczących i śpiewających od dziecka.
Dzięki Window of Life, Marcie, Marii i przyjaciołom z Masindi czuję dziś, że tam, na dalekim równiku jest mój drugi dom.
Beata